Znany z odmiennego niż Polska podejścia względem Rosji premier Węgier skomentował kwalifikacje prezydenta Ukrainy. Problem w tym, że Viktor Orban chciał zabłysnąć, ale nie bardzo mu to wyszło.
Kilka dni temu Wołodymyr Zełenski podczas szczytu UE niejako wywołał do tablicy premiera Węgier uznawanego za głównego sojusznika Władimira Putina w ramach wspólnoty. Podziękował bowiem krajom Unii, ale dla węgierskiego lidera uczynił wyjątek i wezwał go do refleksji. Odnosząc się do tego Viktor Orban mówił o swoim zrozumieniu dla… moralnego szantażu ze strony prezydenta Ukrainy oraz wzywał do zachowania spokoju.
Przekonywał też, że w wojnie Rosji i Ukrainy Węgry są po stronie Węgier. W ten sposób tłumaczył brak realnego wsparcia dla walczącej z niesprawiedliwą napaścią Ukrainy. Krytykował ponadto pomysł polskich liderów w sprawie misji pokojowej NATO.
Odnosząc się z kolei wprost do słów Zełenskiego ze szczytu UE ocenił, że prezydent Ukrainy atakował wszystkich, których uznał za zbyt mało zaangażowanych we wspieranie jego kraju.
– Jestem prawnikiem żyjącym z wiedzy, którą zgromadziłem w świecie prawa. A kto jest aktorem, pracuje z wiedzą, którą zgromadził jako aktor – powiedział Orban zapominając, że Zełenski także jest prawnikiem.
Już w niedzielę 3 kwietnia na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne, w których pierwszy raz od dawna Fidesz premiera Orbana może przegrać z opozycyjną koalicją, którą kieruje prawicowy samorządowiec Péter Márki-Zay. Dodatkowo tego dnia nad Dunajem odbędzie się referendum dotyczące spraw światopoglądowych, co wielu uznaje za jeden ze sposobów mobilizacji własnego elektoratu przez partię Orbana.
Źródło: onet.pl / rp.pl