Najpierw Rosja, teraz Białoruś. O ile jednak reżim Putina mobilizuje ludzi do wojska, o tyle dyktator z Mińska nazywany przez złośliwych „ziemniaczanym księciem” chce pomóc rolnikom i poprawić zbiory warzyw.
Białoruska mobilizacja nie ma bowiem bezpośredniego związku z wojną na Ukrainie. Dyktator z Mińska chce jedynie zarobić na rynku żywności.
Jak ocenił Łukaszenka, obecnie jego kraj może zarobić sporo pieniędzy na sprzedaży ziemniaków, buraków cukrowych, kukurydzy i lnu. Według niego Rosja i Chiny mogą kupić wiele i zapłacić sporo.
To właśnie dlatego białoruski dyktator chce, by rolnicy zebrali plony o czasie. W razie potrzeby do pomocy zostaną zmobilizowani uczniowie oraz studenci – zdecydował Łukaszenka. W jego ocenie praca młodych ludzi w polu pomoże w ich wychowaniu oraz dobrze wpłynie na kondycję fizyczną. Odwołał się przy tym do doświadczeń poprzednich pokoleń oraz swoich własnych.
Źródło: rmf24.pl