Angela Merkel znów zabrała głos — i znów wywołała burzę. W wywiadzie dla węgierskiego portalu Partizán była kanclerz Niemiec zasugerowała, że Polska i kraje bałtyckie są współodpowiedzialne za brak dialogu z Rosją przed inwazją na Ukrainę. Innymi słowy, według niej to nie Moskwa, lecz nasi wschodni sąsiedzi mieli utrudnić rozmowy, które mogły „zapobiec wojnie”. To absurd, który brzmi jak fragment rosyjskiej propagandy, a nie wypowiedź byłej przywódczyni największego kraju Unii Europejskiej.
Od Nord Stream do rewizji historii
Merkel, która przez lata z determinacją budowała niemiecko-rosyjską zależność gazową i w imię „dialogu” ignorowała ostrzeżenia Europy Środkowo-Wschodniej, dziś próbuje przepisać historię. To jej rząd forsował projekt Nord Stream, zamykał oczy na agresję w Gruzji i na Krymie, a każde ostrzeżenie z Warszawy, Wilna czy Tallina traktował jak „rusofobię”. Gdy Putin przygotowywał pełnoskalowy atak, Berlin wciąż wierzył, że można z nim „rozmawiać”. I teraz ta sama Merkel ma czelność twierdzić, że winni są ci, którzy nigdy mu nie ufali?
To nie Polska czy Litwa blokowały realny dialog — to Berlin przez lata udawał, że rozmawia, podczas gdy Rosja budowała potęgę wojskową za pieniądze z niemieckich kontraktów energetycznych. Merkel może dziś mówić, że „nie wie, co by się stało, gdyby rozmowy doszły do skutku”. My wiemy. Putin dostałby tylko więcej czasu.
Próba zrzucenia winy i test dla Europy
Słowa Merkel nie są tylko niefortunne — są politycznie groźne. To przerzucanie odpowiedzialności z agresora na jego ofiary. To dokładnie ta narracja, której Rosja desperacko potrzebuje: że wojna nie jest wynikiem imperialnych ambicji Kremla, lecz błędów Zachodu, zwłaszcza tych „niepokornych” krajów z Europy Środkowo-Wschodniej. Merkel nieświadomie, a może i świadomie, wpisuje się w tę linię.
Europa powinna potraktować tę wypowiedź jak ostrzeżenie: nawet po latach niemieckie elity nie potrafią przyznać, że to ich polityka ustępstw i uzależnienia od Moskwy doprowadziła do katastrofy. Zamiast rachunku sumienia — mamy próbę odwrócenia ról. Zamiast refleksji — atak na tych, którzy od początku mieli rację
Milczenia bywa złotem
Angela Merkel miała dwie dekady, by zrozumieć, kim jest Władimir Putin. Nie zrobiła tego. Nie potrafiła. Nie chciała. A dziś, gdy jej błędy doprowadziły do jednej z największych tragedii w Europie po II wojnie światowej, wciąż szuka winnych gdzie indziej. To nie tylko polityczna ślepota — to moralna katastrofa.
Jeśli Merkel naprawdę chce służyć Europie, powinna przestać tłumaczyć swoje błędy i zacząć słuchać tych, których kiedyś lekceważyła. Bo historia już zapisała wyraźnie: to nie Polska i nie kraje bałtyckie sprowadziły wojnę na Ukrainę. To milczenie, naiwność i interesy Berlina pozwoliły jej wybuchnąć.
/red./
Foto: zrzut z ekranu/Youtube.com
