Sebastiana Szałachowskiego nie trzeba z pewnością przedstawiać fanom piłki nożnej. Ten niesamowity człowiek w dużym stopniu przyczynił się do stworzenia wyjątkowej historii w świecie sportu. W 2015 roku podjął wiążącą decyzję, która na zawsze odmieniła jego życie.
Sebastian Szałachowski ma na swoim koncie naprawdę sporo sukcesów piłkarskich. Był zawodnikiem Legii Warszawy. To właśnie w tym klubie zdobył mistrzostwo oraz dwa razy wicemistrzostwo Polski. Pomimo tego, że głównie kojarzony jest z Legią, grał także w składzie: Górnik Łęczna, Motor Lublin, czy Cracovia Kraków. Mimo tego, że droga młodego piłkarza prowadziła go na sam szczyt kariery sportowej, ten w 2015 roku postanowił zrezygnować ze swojej pasji i poświęcić się Bogu i bliźnim.
Wszystko rozpoczęło się od spotkania sportowca z ojcem Danielem Galusem w Częstochowie. To właśnie wtedy w młodym mężczyźnie obudziło się wielkie pragnienie, które było w tamtym momencie ważniejsze niż osiągnięcia sportowe. W tamtym okresie Szałachowski prężnie pomagał księdzu w odprawianiu egzorcyzmów, było ich tak wiele, że szybko przerosły liczbę meczów w Ekstraklasie. Piłkarz wielokrotnie podkreśla, że najważniejsze są dla niego wartości niematerialne i chce za nimi podążać w swoim życiu. Obecnie były piłkarz służy pomocą swojemu tacie w warsztacie samochodowym.
Sebastian Szałachowski stara się w dalszym ciągu angażować w pomoc bliźnim. Obecnie pragnie przekazać swoje zdobyte medale na akcje charytatywną, aby móc pomóc w ten sposób potrzebującym dzieciakom. Jest w trakcie szukania fundacji, która wyraziłaby chęć współpracy i realizacji pragnienia piłkarza. „Wszystko zostaje na nas zesłane łaską. Pan Bóg zawsze pierwszy wychodzi z propozycją. Od nas zależy, czy na nią odpowiemy. Nie dopisuję sobie wielkiego udziału, to wyszło od Pana Boga. I wierzę, że posłuży innym” – mówi Szałachowski. Z pewnością słowa te świadczą o jego niebywałej wierze i życzliwym i ciepłym sercu. Sportowcowi życzmy samych dobrych i radosnych dni oraz powodzenia w realizacji jego pragnień.
Źródła:
o2.pl
Fot.: YouTube