Sytuacja międzynarodowa radykalnie zwiększyła zainteresowanie Polaków nabywaniem umiejętności posługiwania się bronią. W realizacji tego celu pojawił się jednak pewien problem. I wcale nie chodzi o koszty.
Z doniesień dziennika „Rzeczpospolita” wynika, że niektóre strzelnice odnotowały nawet pięciokrotny wzrost frekwencji. Tendencja ma ścisły związek z inwazją Rosji na Ukrainę.
– Przed wojną szkoliliśmy w naszych obiektach najwyżej kilkadziesiąt osób dziennie, teraz bywa, że na trening trzeba wcisnąć nawet 300 chętnych – mówi serwisowi Paweł Dyngosz, prezes stowarzyszenia Braterstwo dysponującego strzelnicami. Inne obiekty przyznają, że aby postrzelać trzeba poczekać. Niekiedy nawet znacznie ponad tydzień.
– Oby tylko strzelecka sprawność nigdy się nie przydała – mówią cytowani na rp.pl zwyczajni mężczyźni, ojcowie rodzin, którzy zaczęli trenować na strzelnicy.
Istnieją jednak problemy w rozwoju umiejętności. I nie jest to cena, która także może osiągnąć kilkaset złotych. O wiele gorzej wygląda sytuacja z dostępem do naboi. Wszystko z powodu kilku czynników: strzeleckiego wzmożenia, uzupełniania amunicji przez armie świata i celowego odrzucenia dostaw ze wschodu.
Źródło: rp.pl