Na temat batalionu „Azow” – przekształconego następnie w pułku o tej samej nazwie – narosło wiele mitów. Zgodnie z popularnym w naszym kraju poglądem obecni obrońcy Mariupola to zgraja neonazistów, którzy po pokonaniu Rosji chętnie zwrócą się przeciwko Polsce ku chwale Stepana Bandery. Głębsza analiza ideologii tej formacji pokazuje jednak, że część krążących dziś w obiegu stereotypów nie ma związku z rzeczywistością i najpewniej stanowi dzieło rosyjskiej propagandy połączonej z uproszczeniami i kalkami myślowymi. Nie oznacza to jednak, że ruch azowski to niewiniątka.
Batalion „Azow” powstał w Berdiańsku nad Morzem Azowskim 4 maja roku 2014, a więc niedługo po rosyjskiej aneksji ukraińskiego Krymu oraz w chwili separatystycznego wzmożenia na wschodzie tego kraju. 2 maja, a więc kilka dni przed sformowaniem „Azowa”, doszło do tragicznych wydarzeń w Odessie, gdzie prorosyjscy separatyści spłonęli żywcem w budynku związków zawodowych. Z kolei niespełna tydzień po powołaniu formacji niepodległość ogłosiła Ługańska Republika Ludowa i Doniecka Republika Ludowa, a gdyby nie postawa ukraińskich kibiców i nacjonalistów, to podobny twór mógłby powstać także w Charkowie.
Niestety oprócz szczytnych ideałów związanych z obroną ojczyzny przed rosyjskim imperializmem batalion „Azow” postanowił także odwołać się do haniebnych doktryn. Wybór skrajnego nacjonalizmu, a niekiedy wręcz nazizmu jako dominującej ideologii stał się pożywką dla rosyjskiej propagandy oraz źródłem napięć między Ukrainą a wieloma krajami Zachodu. Sprawą zajmowali się nawet Amerykanie, który rozważali, czy nie uznać batalionu za organizację terrorystyczną. Tak się jednak nie stało, a jednostka przemianowana jesienią roku 2014 na pułk zaczęła odchodzić od ideologicznego radykalizmu. Nie oznacza to jednak, że rosyjska propaganda zapomniała o pewnych wątkach nazistowskich w historii ruchu azowskiego.
Dziś jednak mówienie o pułku broniącym Mariupola wyłącznie w kontekście fatalnych ideologicznych wyborów z przeszłości byłoby niesprawiedliwe. Formacja wraz z odchodzeniem od założeń kojarzących się z hitleryzmem oraz korektą symboliki poszła w stronę profesjonalizacji, co przyciąga do „Azowa” wielu ludzi – w tym bardzo odległych od sympatii nazistowskich. Pułk jest bowiem dla wielu osób, w tym żołnierzy, świetną okazją do odbycia szkolenia wojskowego na naprawdę wysokim poziomie. Dr Dariusz Materniak w rozmowie z Piotrem Zychowiczem (Historia Realna/YouTube) zauważył nawet, że żołnierzy pułku „Azow” szkolili Gruzini edukowani wcześniej przez doborowe jednostki z USA.
Walczenie w pułku „Azow” wielu osób spoza nacjonalistycznego światka spowodowało, że formacja odeszła od dawnego radykalizmu. Nie oznacza to jednak, że nie ma w niej ani jednego neonazisty. Choć brakuje w tej sprawie badań statystycznych, to jednak należy spodziewać się, że nadal w pułku służy jakaś grupa osób tworzących formację w roku 2014. Jednak dzisiaj skreślanie całej jednostki z powodu złych wyborów jednostek może być niesprawiedliwe. Wszak w „Azowie” służą także umiarkowani nacjonaliści, ukraińscy patrioci, a nawet obcokrajowcy: od Amerykanów i obywateli krajów Zachodu po Białorusinów niechętnych dyktatorowi Łukaszence. I choć ich liczba jest raczej symboliczna, to warto odnotować, że pierwszymi obcokrajowcami walczącymi dla „Azowa” byli niechętni Putinowi… rosyjscy neonaziści. Nie sposób więc nie dostrzegać poprawy.
Pułk oraz cały ruch azowski odszedł od pierwotnych neonazistowskich konotacji także z powodu nacisków wywieranych przez władze w Kijowie oraz podejmowania w przeszłości prób zawojowania ukraińskiej polityki. Korpus Narodowy nie odniósł jednak sukcesów.
Patrząc natomiast dokładniej na ideologię całego środowiska należy odnotować, że są w niej zarówno elementy haniebne, jak i akceptowalne, a nawet chwalebne. Nie można natomiast stosować wobec „Azowa” kalek myślowych i uproszczeń w stylu: każdy ukraiński nacjonalista to banderowiec. Nie.
W symbolice batalionu, a potem pułku „Azow” sprzed roku 2015 (wtedy nastąpiła częściowa poprawa) odnajdziemy elementy kojarzone z hitleryzmem (Wolfsangel i Czarne Słońce), a tłumaczenie obecności takich „kwiatków” nawiązaniem do „idei nacji” brzmi niezbyt poważnie. Zawiedzie się jednak ten, kto spodziewa się w ruchu azowskim licznych odwołań do Stepana Bandery. Jest dokładnie odwrotnie: antypolskie dziedzictwo banderyzmu i OUN-UPA należy do marginesu, a rzeź wołyńska jest tam nazywana po imieniu jako ludobójstwo oraz krytykowana.
Ruch azowski prezentuje wobec Polski i Polaków przejawy sympatii, zaś wroga widzi jednoznacznie w Rosji. Przyszłość Ukrainy widzi natomiast we współpracy z krajami Europy Środkowej (idea międzymorza), a choć członkowie ruchu azowskiego gardzą lewicowymi wątkami w Unii Europejskiej, to jednak część z nich popiera akcesję. Chcą także członkostwa Ukrainy w NATO.
Należy ponadto pamiętać, że obecnie „Azow” mocno różni się od formacji z roku 2014 nie tylko pod względem ideologicznym, ale także wojskowym. Dziś jest to świetnie uzbrojona i doskonale przygotowana do walki formacja, która wraz z żołnierzami 36. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej od początku rosyjskiej inwazji broni Mariupola. I czyni to w sposób niezwykle skuteczny, co pokazują filmy udostępniane w sieci. Niestety brutalność najeźdźcy i łamanie wszelkich zasad przez żołnierzy podległych Władimirowi Putinowi doprowadziła w regionie do kryzysu humanitarnego, a obrońcom powoli zaczyna brakować nie tylko żywności i wody, ale także amunicji.
Warto jednak wobec tego odnotować, że prezentowany w rosyjskiej propagandzie jako zgraja neonazistów pułk „Azow” najpewniej nie podda się najeźdźcy niezależnie od tragizmu swojego położenia. Wiele osób jest bowiem zdania, że żołnierze formacji nie mają szans na trafienie do rosyjskiej niewoli i względnie dobre traktowanie. Przeciwnie: pochwyceni przez Rosjan będą z pewnością torturowani i brutalnie mordowani. Warto jednak pamiętać, że Rosjanie na okupowanych terenach Ukrainy dopuścili się brutalnych zbrodni przeciwko ludzkości, bestialsko i masowo mordowali cywilów oraz gwałcili kobiety oraz małe dzieci. Wobec tego nie tylko żołnierze Azowa, ale każdy, Ukrainiec musi spodziewać się najgorszego.
Źródło: Historia Realna / interia.pl / obserwatormiedzynarodowy.pl
Michał Wałach